środa, 5 maja 2010

Hospicjum to też życie




"Podróż za horyzont"
Marzena Świtała
stron: 80

Moja mama jest pielęgniarką... Przepracowała 25 lat na OIOM-ie ( odział intensywnej opieki medycznej)... w szpitalu dziecięcym... Jak się domyślacie, nie raz przeżywała ogromną radość z powodu wygranej z chorobą, ale też nie raz przeżywała ogromny smutek z powodu przegranej. Każda z tych małych i nie takich małych istotek była w pewnym sensie dzieckiem dla mojej mamy, bo ona kocha to co robi, nie jest pielęgniarką z obowiązku, przyzwyczajenia, czy nie miałam nic innego do roboty...
Kilka dobrych lat temu jechałam z nią na konferencję o hospicjum właśnie, przywiozłyśmy wtedy masę materiałów i między innymi tę książeczkę, która dziś ponownie trafiła w moje ręce. Historia Tomka, który stał się twarzą kampanii "Hospicjum to też życie", Tomka, który sam wybrał to miejsce, bo miał dosyć szpitala...Nie potrafię napisać dużo o tej książce, ogrom uczuć jaki dostarczyła, bo Tomek miał 19 lat... 19 lat...

"- Mamo, ja chcę już iść do Babci Loni...- Tomek mówi słabym głosem. Babcia Lonia umarła niedawno."

Tomek o wolontariuszach:

Z przystanków komunikacji miejskiej emanuje łagodny uśmiech Tomka...
"Hospicjum to też życie" ... to nie umieralnia.

"Wiedział, że odchodzi. I wiedział, jak należy się zachować..."

Jeden z pacjentów hospicjum: "Jestem zaszczycony, że przyjdzie mi odejść w takim miejscu, bo tu nawet ściany są miłe... a personel, wolontariusze, może to jakiś inny rodzaj ludzi? Taki uśmiechnięty i ciepły."

Zdaję sobie sprawę, że nie można idealizować, nie w każdym hospicjum pracują same cudowne osoby, ale tych cudownych osób jest zdecydowanie więcej, oni kochają to co robią i trudno nawet myśleć, że wykonują po prostu swoją pracę.
Kiedy moja mama odwiedziła koleżankę w hospicjum też była zaskoczona (a w końcu jest pielęgniarką), w pokoju można palić, w lodówce jest wino...Gdy patrzyła na wszystko ze zdziwieniem, koleżanka odparła: " Po co mają mi zabraniać? Oni spełniają moje zachcianki, przecież zdają sobie sprawę, że to moje ostatnie życzenia..."

Odsyłam Was na stronę: http://hospicja.pl/aktualnosci/news/.

Postanowiłam, że napiszę o tym na blogu, bo to nie jest smutna historia, to jest historia i idea - niezwykła.

15 komentarzy:

  1. W szkole, w której pracuję, odbyło się kiedyś spotkanie z pracownikiem hospicjum dla dzieci. To było niezwykłe doświadczenie. Nie ukrywam, zmieniło mój sposób patrzenia na świat. Dla uczniów też przeżycie było silne - zwykle rozbrykani gimnazjaliści słuchali jak zaczarowani.
    Bardzo podziwiam Osoby, które ofiarowują siebie innym w tak bezinteresowny sposób.
    Dziękuję za Twój mądry i piękny tekst.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ważny tekst... i dobrze, że go napisałaś. I o tym winie w lodówce, bo nie każdy wie (ja nie wiedziałam). Kojarzenie hospicjum z umieralnią to jakiś taki stereotyp, bardzo mocno zakorzeniony w naszej psychice, więc tym lepiej, że pokazałaś, iż to bzdura.
    Dzięki :-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Cieszę się, że są jeszcze ludzie, którzy robią coś z pasji i powołania, a nie tylko z przymusu, czy konieczności. To niezwykle ważne.

    OdpowiedzUsuń
  5. Podziwiam Twoją mamę za wytwałość. Nie każdy by tak potrafił.

    OdpowiedzUsuń
  6. Tacy ludzie mi imponują. Czasami zastanawiałam się, czy ja potrafiłabym "pracować" jako wolontariusz w takim miejscu jak hospicjum. Nie wiem, czy wytrzymałabym psychicznie. Płaczę w obliczu nawet najmniejszych przejawów niesprawiedliwości losu. Może z czasem człowiek się hartuje, uodparnia, ale jakoś sobie tego w swoim wydaniu nie wyobrażam. W każdym razie dałaś mi do myślenia.

    OdpowiedzUsuń
  7. Ja też podziwiam Twoją mamę za niezwykłą siłę. Ja bym chyba nie umiała patrzeć na ludzi, którzy umierają - po prostu w ich towarzystwie bez przerwy bym płakała. Nie umiałabym się cieszyć życiem razem z nimi. Chociaż z drugiej strony... może nauczyłabym się dostrzegać, że moje życie jest prawdziwym darem?

    Moja ciocia umierała na raka w domu - byłam u niej kilka razy. Podczas jednego takiego spotkania zaczęła mnie przestrzegać, radzić jak mam żyć - resztkami sił powstrzymywałam się od płaczu. Też umierała młodo - 49 lat, a wcale nie wyglądała na swój wiek, była pełna życia. Ciągle nie mogę się pogodzić z tą stratą, nie wiem, czy będąc w hospicjum nie zaczęłabym złożeczyć na którąkolwiek z istot wyższych.

    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  8. Dziękuję Wam za tyle cudownych słów o mojej mamie :)
    Z czasem się nie uodparniasz...na pewno inaczej patrzy na śmierć, ale zawsze jest strasznie przybita po stracie, tym bardziej, że to są dzieci, małe aniołki.
    Tylko ten zawód to nie tylko smutek, ale i wielka radość. Gdy dziecko zdrowieje mimo wszystkich przeciwności, a rodzice co roku wysyłają zdjęcie: "Tak teraz wyglądam, dzięki Wam" :)

    Ściskam wszystkich :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Nauczyłam się choć w małym stopniu przebywania z osobami śmiertelnie chorymi, bo dwie bliskie mi osoby zachorowały na raka. Młode dziewczyny, jeszcze nastolatki - to boli tym bardziej. I wtedy zrozumiałam, że oni chcą również normalnego traktowania, bez zbędnego patosu. Zwykłe pytanie "Jak się czujesz?" czasami trudno przechodziło przez gardło, bo człowiek chciał gadać o nadziei, że będzie miło, albo odwrotnie - czuł się skrępowany i onieśmielony.

    OdpowiedzUsuń
  10. Tucha, świetny i ważny post. Dla mnie istotny zwłaszcza teraz... Polecam Ci książkę "Weź, pokochaj smoka", także o hospicjach dziecięcych. Na mnie ogromne wrażenie zrobili nie tylko mali pacjenci, ale także lekarze i wolontariusze. Mam wrażenie, że w ich przypadku pytania o sens życia nie maja racji bytu: to, co robią i każde uratowane życie jest odpowiedzią. Pamiętam jeszcze, że mnie swojego czasu zszokowało to, co Twoją mamę. Osoby na oddziale paliatywnym nie były ubrane w piżamy, paliły papierosy, mieli kaprysy, żeby do kawy kupić im cukierki kukułki...

    OdpowiedzUsuń
  11. Joanno_Czytelnik - tak jak piszesz, oni chcą normalnego traktowania, choć to bardzo trudne, jednak to pomaga.

    Sama pamiętam jak byłam w szpitalu, wyszłam (wyzdrowiałam) i tata dzwonił do mnie co pół godziny i się pytał "jak się czujesz?" " wszystko w porządku?", traktował mnie inaczej niż zwykle, a to nie jest coś czego ludzie oczekują, ludzie chcą być traktowani tak jak byli - normalnie.


    Skarletko kochana, czytałam "Weź, pokochaj smoka". I zgadzam się z Tobą w 100%, ogromne wrażenie i ogromne uczucia, tym bardziej ze świadomością, że to były realne, prawdziwe historie.

    OdpowiedzUsuń
  12. Piękny post! Podziwiam Twoją Mamę, że potrafi pracować OIOM-ie i tak samo podziwiam Ludzi, którzy pracują lub są wolontariuszami w hospicjum lub na oddziałach zimowych. Taka praca jest z pewnością ciężka dla duszy, ale z drugiej strony, chyba, daje też dużo radości i możliwość poznania niezwykłych osób. Tak mi się wydaje...
    Nie wiedziałam, że w hospicjum można mieć wino w lodówce :) Niestety stereotyp hospicjum = umieralnia, jest bardzo głęboko zakorzeniony w naszych umysłach, a przecież tak jak piszesz, każdy chce być traktowany normalnie, zwyczajnie, bez względu na to czy jest umierający czy . Mówienie otwarcie o takich miejscach jest bardzo potrzebne, żebyśmy nauczyli się patrzeć na świat i innych ludzi bardziej otwarcie.
    Życzę dużo wytrwałości Twojej Mamie! :)
    Pozdrawiam ciepło!

    OdpowiedzUsuń
  13. To coś więcej niż idea... To nadzieja, że w ludziach nadal tkwi dobro :)
    Bardzo wzruszająca historia. Aż zakręciła mi się łezka w oku.

    Ps: Maila dostałam i odpisałam. Pozdrawiam cieplutko :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Podziwiam takich ludzi jak Twoja mama. Sama jestem wolontariuszką w stowarzyszeniu pomagającym osobom chorym i niepełnosprawnym, ale na tak częste przeżywanie śmierci nie miałabym siły :( Straciłam trzy osoby, które w agonii umierały na raka, koszmar nie do opisania :(

    OdpowiedzUsuń
  15. Odkąd świat wielopokoleniowych rodzin pod jednym dachem pozostał tylko wspomnieniem, to i o śmierci coraz trudniej mówić a tym bardziej w niej uczestniczyć. Wszelkie kampanie społeczne przywracające tych ludzi i samą śmierć ogółowi są potrzebne. Pisałam kiedyś pracę o przeżywaniu żałoby i okazało się, że nikt za bardzo nie potrafi o tym rozmawiać obecnie...

    OdpowiedzUsuń