
"Ponte Vecchio. Stary most"
Maria Malina Lampone
stron: 328
wydawnictwo: Poligraf
Zmęczyłam w końcu tę książkę. Albo ja jestem jakaś dziwna, albo zupełnie czego innego oczekuje od książek, albo po prostu to książka, która wzbudza mieszane uczucia i skrajne wrażenia - od miłości do nienawiści... W moim przypadku, bardziej do nienawiści, chociaż to zbyt mocne słowo.
Miała być fajna historia miłości Polki i Włocha ( tak, tak znowu to magiczne słowo skłoniło mnie do tej książki), Polka to tam była, czasy PRL- u też były, ale gdzie ten Włoch to nie mam pojęcia. Wiem, że miał na imię Fabio, ale obok Włocha to chyba nie leżał. Który Włoch zakochuje się bez pamięci w dziewczynie spotkanej RAZ i potem pisze jej czułe listy, przyjeżdża i tak ich związek trwa 3 lata... Mało tego! To ON o to zabiega, ręce mi opadły;p Skoro już mnie kusi takim cudownym słowem, które zaczyna się na "W" to niech mi nie serwuje Włocha, który może się zdarzyć raz na milion ;). Może przesadzam, ale wolno mi, bo ta książka mnie irytowała. W połowie mniej więcej miałam jeszcze nadzieje. Później ta nadzieja zniknęła, jak autorka opisała pewną sytuację, nie musiałam udawać Sherlocka żeby dowiedzieć się co będzie dalej, prawie co do jednego przewidziałam, co się będzie działo. Nawet zakończenie! Chyba mogę to zdradzić, że ta książka to "pomnik" postawiony tej miłości Polsko-Włoskiej i forma terapii, aby zapomnieć, pogodzić się z życiem. Nie przeczę, fajne momenty też były, szczególni te, które dotyczyły podróży do Toskanii, na Sycylię...
Morał jest chyba taki, że warto kochać..., ale kto tego nie wie;p
Ogólna ocena: waham się między 2,5 a 3... / 6
p/s Wiedziałam, że tak będzie. Po tylu bardzo dobrych książkach, musiała się w końcu trafić jakaś czarna owca :)