poniedziałek, 29 marca 2010

"No cóż wszystko jest kwestią interpretacji"


"Wyspa bez dostępu do morza"

Krystyna Lubelska
stron:342
wydawnictwo: Nowy Świat

Mam mieszanie uczucia w stosunku do tej książki. Historia sama w sobie ciekawa i tym mnie zainteresowała, bo poznajemy dzieje rodziny Santorów w świecie, w którym technika jest na wysokim poziomie, towarzyszą nam chipy,które za nas mogą wykonywać praktycznie wszystko. Myślisz - zaparkuj samochód, a auto samo trafia do celu, myślisz - odbierz pocztę, na komputerze wyświetlają się nieprzeczytane wiadomości. Podobał mi sie również pomysł urządzenia dzięki, któremu podczas rozmowy telefonicznej rozmówcy słyszą tylko siebie nazwajem, nikt inny nie może nic usłyszeć, może nie będziemy musieli długo czekać na taki cud techniki :) Irytują mnie ludzie, którzy z ochotą podsłuchują cudze rozmowy, a potem plotka rodzi plotkę. Fajne połączenie świata rzeczywistości z elementami wysoko rozwiniętej techniki. Na czele rodziny Santorów stoi laureat nagrody Nobla - Aleksander, który przeżywa nie dość, że kryzys twórczy to również kryzys finansowy, ku zdziwieniu i rozpaczy pozostałych członków rodziny, którzy są przyzwyczajeni do pieniędzy z nieba... Jedyna osoba, która rozumie powagę sytuacji i chęć wsparcia - to wnuczka seniora rodu - Klara. Razem odkrywają wszechogarniającą potęgę mediów. Mediów, które posuną sie do wszelkich środków, żeby odebrać rodzinie wszystko na co ciężko pracowała. Media pozwalają wierzyć nam w tych "dobrych"w tych "złych", w tych "utalentowanych" i "beztalencia", w tych "godnych uwagi" i tych, którym nie warto poświecić minuty:

"Sam wiesz, że prawda o ludziach nie istnieje, tylko się ją tworzy."

Autorka porusza wiele tematów: związki homoseksualne, konflikty rodzinne, zbrodnia, ślepa miłość, moc mediów, rozwój cywilizacji, świat perfekcji, ale uwaga skupia się na międzyludzkich relacjach. Krystyna Lubelska napisała książkę nie śpiesząc się, jeśli tak mogę to ująć... Akcja toczy się wolno, na rozwój wydarzeń trzeba czekać i czekać ;) Irytował mnie strasznie wstęp, gdzie autorka przedstawia ze szczegółami bohaterów. Nie wciągnęła mnie ta książka, problemy Klary i Aleksandra nie pochłonęły mnie. Miałam większe oczekiwania, chciałam więcej "groteskowej satyry na świat owładnięty dążeniem do perfekcji" i może to był mój błąd.
Książki na straty nie spisuję, bo jednak przeczytać można i zastanowić się nad niektórymi problemami, ale nie jest to pozycja obowiązkowa.

Ogólna ocena: 3,5 /6

11 komentarzy:

  1. Zaciekawiła mnie okładka, ale po Twojej recenzji raczej nie skuszę się na lekturę.
    Być może autorka postawiła przed sobą zbyt wiele celów i nie udźwignęła zadania?
    Na pocieszenie dodam, że u mnie też - z jednym wyjątkiem - końcówka miesiąca nie najciekawsza.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dokładnie, mnie też okładka przyciągnęła. I teraz się zastanawiam, pewnie przeczytam (jeśli na nią, gdzieś trafię, od kogoś, lub w bibliotece, bo sama nie kupię), ale na pewno nie czeka w tej mojej przepastnej kolejce:)bo rzeczywiście Twój opis bardzo realny, pozdrawiam ciepło:)

    OdpowiedzUsuń
  3. A mnie zainteresowała i okładka i Twój opis. Tak więc jak tylko dostanę to sięgnę :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Okładka ładna i tytuł całkiem ciekawy (albo to ja reaguje tak na większość rzeczy związanych z wodą), ale Twoja recenzja sprawiła, że sobie daruję :)

    Pozdrawiam i na marginesie spieszę donieść, że pozwoliłam sobie dodać Cię do linków :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Czasami wielość wątków jest dobra, staje się pewnego rodzaju treningiem dla naszych ospałych umysłów, co tu dużo mówić, ludzie XXI wieku lubią mieć wszystko podane pod nos, stąd te wszystkie czipy i inne cuda techniki; ale kiedy ich ilość zasłania historię głównych bohaterów, może ów zabieg okazać się zgubny dla samego autora. Każdy dobry pisarz wie, że nie można - nie powinno się - wszystko, co ma się do powiedzenia zawierać w jednej książce, gdyż wówczas przy następnej, staje się on kopią samego siebie.

    pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Tym razem rzeczywiście wypust książek z Nowego Światu nie powalił, prawda? Mnie Mozaika też nie zachwyciła

    OdpowiedzUsuń
  7. Wiesz Kalio,że o tym samym pomyślałam :)
    Poprzednie, Woodward i Źródło Mamerkusa oszałamiające, a te jakieś takie wymuszone mi się wydają...

    OdpowiedzUsuń
  8. Oj, nie lubię czekania na to aż coś się wydarzy. Nie znoszę rozwlekłości i powolności - ja muszę mieć tu, szybko, teraz, natychmiast i jeszcze doskonale, ciekawie, wręcz zaskakująco. Inaczej treść książki mi gdzieś ucieka, a do głowy wpadają najróżniejsze myśli rozpraszające uwagę.
    A ponieważ nigdy nie odkładam książek uprzednio ich nie przeczytawszy to morduję się potem z taką lekturą tydzień, dwa, miesiąc. I cierpię.
    Dlatego za Panią Lewandowską serdecznie podziękuję, bo 342 strony przerzucać mogę długo, długo :)

    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  9. Ojej, powolnej akcji mówię zdecydowane "nie". Jestem strasznie niecierpliwa.
    I nie za bardzo pociągają mnie książki o cudach techniki. Nie mogę się w nie wciągnąć ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. Juz sam tytul mi sie podoba. Niektore powiesci przeczytalabym chocby tylko z tego powodu.

    OdpowiedzUsuń
  11. Też mam mieszane uczucia. Np. nie udało mi się nikogo z bohaterów polubić, ale z drugiej strony doceniam, że te ich denerwujące przywary właśnie sprawiły, że nie wydawali się za płascy...

    http://zakamarek2013.blogspot.com/2015/08/wyspa-bez-dostepu-do-morza.html

    OdpowiedzUsuń