"Włoskie wesele"
Nicky Pellegrino
stron: 327
wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Wiadomo co mnie przyciągnęło do tej książki?! - Magiczne słowo, działające na mnie jak dobra czekolada - "włoskie"! Zawieść się nie zawiodłam, ale jednak pozostał pewien niedosyt. Na pewno nie oczarowała mnie aż tak bardzo ta książka, jak to było w przypadku "Afrodyzjaku"...
Pieta - projektantka sukien ślubnych, praca jej całe życie.
Addolorata - siostra Piety, wychodzi wkrótce za mąż.
Beppi i Catherine Martinelli -rodzice P. i A., małżeństwo, on Włoch, ona Angielka, 30 lat razem, prowadzą restaurację "Mała Italia" w Londynie.
Gianfranco DeMatteo - ex przyjaciel Beppiego, prowadzi delikatesy tuż obok restauracji, nienawidzą się, nie odzywają się do siebie, nie można nawet nogi postawić w pobliżu jego domu.
Pieta przygotowuje suknię ślubną dla swojej siostry, pomaga jej w tym matka. Przy pracy,między matką a córką pęka pewien mur i Catherina opowiada o czasach swojej młodości. Począwszy od dzikiej podróży autostopem z dwoma koleżankami z Anglii do Włoch, pracy tam i odnalezieniu miłości - Beppiego. Jednak we Włoszech nie czekało na nią tylko szczęście, ale i smutek, i ciężka praca. Opisy Italii były fascynujące, bez zbędnego zakłamania i pisania tylko achów i ochów. Wenecja?! - Wenecja nie jest piękna! Ma swój urok, ale piękna nie jest na pewno. - to jeden z przykładów. Dopiero przy wspólnym szyciu sukni ślubnej i po zawale Beppiego, matka otwiera się przed córką, opowiada tajemnice rodzinne, a niektóre nadal zachowuje dla siebie. Mówi o trudach małżeństwa, trudnych początkach, trudnej do wybaczenia zdradzie i depresji poporodowej. W piękno Włoch i smaczne, aromatyczne jedzenie wkomponowane są historie ludzkie, które mogą spotkać każdego z nas. A może to historie ludzkie wkomponowane są w piękno Rzymu,Neapolu, Toskanii. Życie to nie tylko szczęście, miłość i przyjaźń, to także smutek, żal, złość...Nie chcę zdradzać waśni rodzinnych - co, gdzie, jak i dlaczego, przekonajcie się sami, w końcowym rozrachunku jednak warto pamiętać, że długo pielęgnowana nienawiść nie wnosi nic do naszego życia, natomiast akt pojednania - może wprowadzić tak wiele, nie tylko dla nas samych :)
p/s W książce znalazły się również przepisy Beppiego, czyli kuchnia włoska rządzi, a przy tym napisane są tak przystępnie, albo z tak śmiesznymi komentarzami, że nawet mi się chce zajrzeć do kuchni :)
Jak można dać na imię dzieciom Litość i Smutek ( Pieta i Addolorata) ?!
Skoro już jesteśmy przy tematyce weselnej - w sobotę złapałam welon :D
ogólna ocena: 3,5/6
Ja mam mieszany stosunek do tej ksiażki.
OdpowiedzUsuńPrzede wszystkim strasznie denerwowała mnie mimozowatość głównej bohaterki, jej ciągłe niezdecydowanie i zero energii życiowej.
Jeśli chodzi o Włochy to było bardzo stereotypowo i obiegowo, oprócz postaci Ojca Bapiego nie pachniało mi prawdziwymi Włochami, nawet podczas scen gdy tam byli.
Na plus trzeba powiedzieć, że czytało się szybko i gładko. Przepisy z dodatkiem komentarzy to miły dodatek, są łatwe i smaczne (próbowałam) ale też znowu zwyczajne.Takie które zna każdy, i każdy robi na swój sposób tak jak Włosi.
Ciepła okładka, przyciąga na pewno uwagę w taką pogode jak teraz ale czy znowu ona taka włoska ? Jak dla mnie to za bardzo naciągana ksiażka. Choć nie zaprzeczam, że się przy niej odprężyłam to jednak gatunek " łatwo weszło, łatwo wyszło". Do czytania tylko przy szczególnych nastronach i porach roku.
Przyznaję mogę być mało obiektywna, bo włoska obsesja trwa w najlepsze. Fakt, nie zaliczałabym tej książki do arcydzieła, ani czegoś co trzeba przeczytać. Przepisy - znane i proste i właśnie to jest fajne jak dla mnie, jakby od razu kazali mi robić panna cotte to chybabym oszalała, ale ja jestem antytalencie kulinarne:P, a przepisem na makaron zainteresował się nawet Rrrr :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Rozumiem włoską obsesje i sama takową posiadam, ale tam dla mnie Włoch nie ma stąd i szału też nie :).
OdpowiedzUsuńPanna cotta to fantastyczny i naprawdę prosty deser. Nie wiem dlaczego uchodzi za trudny, bo nic trudnego w nim nie ma :-).
Przepisy są dobre, tego smaku dodają im komentarze. To na pewno miły dodatek do książki.
Ja też nie byłam zachwycona tą książką... Jakaś mdła była, bez polotu. Mało włoska. W teraźniejszości - banalna. Trochę bardziej wciągnęły mnie historie z przeszości, czyli opowieść matki Piety. Ale ogólnie... włoski zawód....
OdpowiedzUsuńA jeśli chodzi o coś, co mnie zafascynowało i co mi się bardzo włosko czytało, to trylogia Marlene De Blasi. Piękne, nastrojowe książki.
Oj poluje na De Blasi, a w sumie zażyczyłam już sobie na dzień kobiet :D :)
OdpowiedzUsuńMiss - panna cotta zupełnie taka prosta nie jest, ale jak już wspominałam, mnie naprawdę rzadko widać w kuchni ;p
Witam! A wiesz, że nigdy (z tego co pamiętam i z tego co wiem) nie czytałam książki autorstwa żadnego Włocha/Włoszki?
OdpowiedzUsuńBo rozumiem że Nicky Pellegrino jest Włochem? Na razie mnie nie w tą literacką stronę, ale osobiście bardzo chętnie! Wszędzie gdzie ciepło! Szczególnie teraz jak zima wraca a już nam smaka zrobiła wiosną.
Dobrej nocy!
Kot w butach
Nicky Pellegrino jest dziennikarką pochodzenia włoskiego :) Jak już się skusisz to ja namawiam żeby przeczytać "Afrodyzjak", albo tak jak poleca Marpil DeBlasi, Miss Jacobs za to bardzo zachwala Moccia Federico więc jak widzisz od wyboru do koloru:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ciepło!
Ja także jeszcze nie czytałam książek autorstwa Włocha ;) To znaczy przynajmniej z tego, co pamiętam ;) Książki z przepisami zawsze przyciągają moją uwagę, bo jestem strasznym łasuchem!
OdpowiedzUsuńCzy mi się wydaje, czy Nicky Pellegrino obiła mi się już o uszy?
Mnie się ta książka bardzo spodobała. Dopracowana technicznie, wciągająca - zdecydowanie miała "to coś" :). Teraz czytam coś zupełnie innego dla odmiany, ale kiedyś poszukam innych jej książek - podoba mi się styl tej autorki. http://zakamarek2013.blogspot.com/2014/04/woskie-wesele.html
OdpowiedzUsuń