czwartek, 18 marca 2010

„Nie można dać komuś czegoś, co ten ktoś już ma”


"Kiedy umiera lato"

Winston Groom
stron: 333
wydawnictwo: Albatros

Historia rozpoczyna się w roku 1959 w miasteczku Bienville w stanie Luizjana na południu Stanów Zjednoczonych. Książka porównywana do mojej ukochanej powieści „Zabić drozda”, ale nie dorównuje jej ani treścią, ani przekazem. Dwie strony, dwa światy – bogaci i biedni – biali i czarni. Gdy nie wiadomo o co chodzi – chodzi o pieniądze i tak jest w tym przypadku. Holtowie – rodzina bogaczy, gdy dowiaduje się, że na ich ziemi są złoża ropy naftowej czym prędzej chcą z niej wyeksmitować „czarnuchów”, ale tu pojawia się problem – oni mają akt darowizny i po swojej stronie przeciętnego prawnika Willie’go Crofta, który dopiero po dwudziestu latach pracy odkrywa w sobie prawdziwe powołanie i znaczenie tego zawodu. Rozpoczyna się walka, nie tylko o ziemię, ale także o przekonania, walka, która rozdzieli rodziny i doprowadzi do niejednej tragedii. Do czego zdolni są ludzie w imię pieniądza… Ogólnie rzecz biorąc, książka nie zachwyca, po Groom’ie spodziewałabym się czegoś więcej, najbardziej interesujące były opisy potyczek na sali sądowej, gdzie w Willim jest już pasja i wola walki, gdzie właśnie na tej sali łamie stereotypy i uprzedzenia. Zawsze się zastanawiałam dlaczego ludzie ludziom gotują taki los – segregacji rasowej…Ta książka pokazuje jednak, że nieważne jaki masz kolor skóry – możesz być kim chcesz, bo jesteś CZŁOWIEKIEM. Bohaterowie tego małego miasteczka w końcu zrozumieli, że pieniądze nie są ani białe, ani czarne, tylko zielone $ i mogli jeść razem w restauracjach, jeździć wspólną komunikacją, rozegrać wspólny mecz, mogli wspólnie żyć. Potęga marzeń, odwagi, miłości i przyjaźni to niezaprzeczalne plusy tej książki. Minusy – przydługie opisy w ogóle nic nie znaczących wydarzeń, albo wypraw na ryby. Czasami mi się też wydawało, że autor jest powściągliwy w przekazie emocji – Murzyni wygrywają sprawę w sądzie, zakładają firmy, wydobywają ropę – stają się bogaci, ale nie tylko wzrasta ilość zer na koncie, ale także w końcu zanika segregacja rasowa – ja to chyba bym zemdlała z euforii, to samo tyczy się Williego – z nijakiego adwokata staje się obrońcą praw człowieka, staje się kimś dla samego siebie a w książce brakuje tej radości, powiewu: „Taaak! Udało nam się!”.

Ogólna ocena: 3,5 / 6

6 komentarzy:

  1. Ja teraz też przerabiam prawnicze problemy rodem z amerykańskiego południa przesiąknięte zapachem piwa, plątaniną bieli i czerni. Ale nieco ciekawsze (ba, nawet niezmiernie ciekawe), może dlatego, że związane z winą i karą, a ich autorem jest Grisham.

    O Groomie nie słyszałam, ale chyba warto spróbować? Choć może niekoniecznie od recenzowanej przez Ciebie powieści.

    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Na pewno słyszałaś o Groomie - to autor Forresta Gumpa i Gumpa i spółki :) Uwielbiam go za te książki i za "Taką śliczną dziewczynę" :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Hm, do mnie chyba nie przemawiają opowieści z amerykańskiego południa. Ten temat wydaje mi się wyeksploatowany, pewnie przez te hollywoodzkie filmy. Jeśli miałabym czytać o problemach z Innością, uprzedzeniami, konformizmem czy pogonią za pieniędzmi, wolałabym sięgnąć po coś albo z naszego podwórka, albo z jakiegoś bardziej egzotycznego, afrykańskiego chociażby...

    OdpowiedzUsuń
  4. Rzeczywiście... Mnie również przyszło kiedyś podobne skojarzenie do głowy, kiedy zaczęłam czytać Grooma, ale przyznaję, że głównym powodem mojej z nim przygody, były południowe stany USA. Dzięki za przypomnienie o tym nietuzinkowym pisarzu ;]

    pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Nic tego autora nie czytalam, natomiast wieki temu czytalam Zabic drozda i bylam zachwycona ta ksiazka!
    bookfa

    OdpowiedzUsuń