"Spokojne czasy"
Lizzie Doron
stron:159
wydawnictwo: Muza SA
tłumaczenie:Magdalena Sommer
Zawsze gdy czytam takie książki o ludziach, którzy zostali ocaleni z Zagłady, o ludziach, którzy stracili w swoim życiu tak dużo, którym zostało odebrane prawie wszystko, a którzy mimo to znaleźli w sobie iskierkę nadziei i woli życia, ogarnia mnie przekonanie, że jestem szczęściarą i to niewyobrażalną szczęściarą...
Historię Lea czytałam z zapartym tchem. I zastanawiałam się, ile człowiek jest w stanie znieść, jak bardzo może zostać doświadczony przez życie... Książka, która ma tylko 159 stron, a wywołuje tyle emocji i wzruszeń. Lea przeżyła drugą wojnę światową, nie wie nic o swoim pochodzeniu, musi odnaleźć się w Izraelu i gdy już się wydaję, że życie zaczyna iść drogą szczęścia - mąż Lea umiera, a ona zostaje wdową z synkiem...
Trudno jest pisać o takich pozycjach. Dlatego chylę czoła przed autorką, że potrafiła napisać wszystko w tak sugestywny sposób, potrafiła przenieść czytelnika w czasie i opowiedzieć historię Żydów ocalonych z Holokaustu. Chociaż pogoda i wakacyjny czas nie sprzyja czytaniu takich pozycji, to gdy zaczniesz - żyjesz życiem bohaterów, gdy skończysz - żyjesz swoim życiem i doceniasz wszystko co masz.
Ogólna ocena: 5.5 / 6
p/s Dzięki tej książce przestałam w końcu (choć na chwilę) myśleć tylko o powrocie do Tunezji :) Z Emilką ogarnęła nas istna obsesja, co już chyba nie jest zdrowe :). Ale zdjęcia już wiszą na ścianie, pozostało czekać - na przyszłoroczne wakacje i dziękować, że te były CUDOWNE!
Ale fajny pomysł na zachowanie wakacyjnych wspomnień! Nie dziwię się, że ciągnie Was tam z powrotem :-) Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńTeż bym chciała pojechać z przyjaciółką do Tunezji! No i znowu mieć te 22- 23 lata... Ach,rozmarzyłam się! ;) Cudne zdjęcia! :)
OdpowiedzUsuńPrawdziwej przyjaźni zazdroszczę. Podejrzewam, że nie ma nic piękniejszego niż to...
OdpowiedzUsuń'Spokojne czasy' jeszcze czytam, ale już mogę zapowiedzieć, że mam podobne odczucia :)
Ja chyba w tym roku mogę zapomnieć o wakacjach:( Mam, na własne życzenie zresztą , wolontariaty, tłumaczenia medyczne, języki i praktyki na dokładkę:) Chyba już Ci pisałam, że moja mama właśnie wróciła z Tunezji. Zresztą cała w skowronkach, bo była tam z koleżanką bez mojego taty:) Więc balowały cały tydzień i bawiły się na całego. Jak pokazywała nam swoje zdjęcia...ahhh:)
OdpowiedzUsuńA więc Tunezja, hę? No proszę... A jeździłaś na wielbłądzie?? Ponoć czupurne z nich stwory. Zdjęcia przecudne, opalenizna pewnie też. Cieszę się, że cała i zdrowa wróciłaś do domu. Miło że znowu jesteś z nami.
OdpowiedzUsuńTej książki jeszcze nie czytałam... Ale o rany, ilu to ja jeszcze książek nie czytałam ;] Miło wiedzieć, że nie wszystko się wie, i że wciąż jest jakiś Rubikon do osiągnięcia. Historia z twojego opisu wydaje się mocno przejmująca, więc wstrzymam się z jej lekturą do jesieni. Latem jestem zbyt wielki lekkoduch, aby czytać poważną literaturę wymagającą skupienia. Ale będę o niej pamiętać, masz moje słowo :)
Pozdrawiam cię, koffana i posyłam moc wirtualnych uścisków :) :*
Książka już dołączyła do mojego stosiska. Zapowiada się ciekawie, ale jeszcze będzie musiała chwilę poczekać na swoją kolej.
OdpowiedzUsuńJjon - wstaję i widzę tę antyramę i już mi dobrze :D
OdpowiedzUsuńFutbolowa - Emilka to mój przecudowny przekoszkaniak :) I jak dobrze,że łączy się ze mną w mej obsesji :)
Kolmanka - aj nie dziwię się mamie! :) Ja też przywiozłam ponad 1000 zdjęć:D
Barbaro Silver, moja droga - wróciłam cała i zdrowa, rozmarzona z ilością energii nie do ogarnięcia z wspomnieniami nie do opisania! Na wielbłądzie jechałam :) Dwa posty niżej nawet masz zdjęcie jak karmimy się z "ust do ust", kochane zwierzątka, wcale tak nie śmierdzą, mają piękne i niesamowite oczy, ale jeden faktycznie był niepokorny :)
Kala - czekam na Twoje wrażenia :)
Też lubię takie książki. Z pewnością w przyszłości po nią sięgnę ;).
OdpowiedzUsuńTakie książki, w których przekazane jest prawdziwe życie są bardzo potrzebne. Z nich przecież korzystają pisarze, tworząc swoje fikcyjne opowieści. Ja lubię szukać śladów czasów minionych u Hanny Krall.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam. Niech pamięć o wakacjach trwa:)